Książki to mój drugi warsztat. Niniejsza strona traktuje o tych, które związane są subiektywnie z rzemiosłem. A ponieważ subiektywnie to są takie, które uznałem za konieczne w swoim rozwoju. Dlatego też poza literaturą dotyczącą bezpośrednio grawerstwa, oraz związanej z nią metaloplastyki, złotnictwa, etc, znajdują się ważne dla mnie, ale też i obiektywnie uznane w środowisku kaligrafów, podręczniki do kaligrafii właśnie. To tytułem wprowadzenia.
Celem tej strony jest chęć podzielenia się wiedzą. Doświadczenie zdobywamy w pracy. Czasem jednak, czy to dla relaksu, czy szukając rozwiązań, warto sięgnąć po książkę. Jeżeli jej nie masz, a któraś pozycja zainteresuje Ciebie, chętnie podzielę się poprzez streszczenie w rozmowie, poprę to zdjęciem z rysunków/grafik z książki. Nie jest moim celem kopiowanie i rozsyłanie tych pozycji. Zależy mi na tym, by rozmawiać i sięgać po literaturę.
Dlatego też zapraszam do sprawdzenia, które z pozycji będą tematem naszej rozmowy i wymiany doświadczeń przy kawie, piwie, herbacie, czy jakkolwiek inaczej, via Skype, WhatsApp, czy inny komunikator. Listę będę sukcesywnie uzupełniał, bo traktuję to jak relaks, choć ciągle w pracowni. Tu znajdziesz kontakt do mnie.
Grawerstwo, Kurt Streubel, wyd. Wydawnictwo Przemuysłu Lekkiego i Spożywczego, Warszawa 1959 (tytuł oryginału Handbuch Der Gravierkunst, Kurt Streubel, Fachbuchverlag Leipizg) – w mojej nauce pierwsza książka, z której mój mistrz kazał przygotować mi się do egzaminu czeladniczego. To ta książka zawiera drzwi do kolejnych. Pewną alternatywą do tej pozycji jest Grawerstwo Stanisław Mac, Tadeusz Moliński.

Grawerstwo, Stanisław Mac, Tadeusz Moliński, Biuro Wydawnictw HWiU „Libra”, Warszawa 1984 – czeka na opis

Dawne złotnictwo technika i terminologia, Michał Gradowski, PWN 1980 – czeka na opis 🙂

Moi wielcy artyści, Zygmunt K. Jagodziński, Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 2009 – Autor przedstawia trzech zapomnianych ogółowi, choć grawerom i grafikom dobrze jeszcze znanych, polskich rytowników: Czesława Słanię, Piotra Naszarkowskiego, Andrzeja Heidricha. Przy okazji analizy dzieł tych artystów, autor podkreśla jedną dość istotną rzecz, która nieco zanika. Chodzi o rozróżnienie pomiędzy grawerem a rytownikiem. Implikacje tego widać od narzędzi, poprzez cel, po technikę i efekt końcowy. W mojej ocenie obowiązkowa lektura. Po niej zmienia się sposób w jaki bierzemy do rąk monety, banknoty, coraz rzadsze znaczki pocztowe (przy okazji uczy, które z nich są warte odnalezienia i posiadania). Po tej lekturze długo trzymałem oprawiony w ramkę banknot, wiszący nad biurkiem. Przyglądałem mu się godzinami analizując jak powstawał. To most do kaligrafii, ale o tych lekturach poniżej. Dodatkowo po tej lekturze zrozumiałem jak niewiele narzędzi potrzeba by robić genialne rzeczy, to dzięki podglądaniu w tej książce narzędzi Czesława Słani.

Piękna Litera, tomy: Uncjała, Italika, Kursywa angielska (Copperplate script) i Minuskuła karolińska, Ewa Landowska i Barbara Bodziony, Wydawnictwo Tyniec. W całym zbiorze książek poświęconych literom, myślę, że około 200 sztuk, te są pierwsze. Trudno też jednoznacznie rekomendować sposób pracy z nimi. Czy kupić i zacząć czytać równolegle ćwicząc, czy może najpierw ćwiczyć a potem dopiero czytać, żeby wiedzieć o czym się czyta mając już własne doświadczenia? Gdybym miał kogoś nauczyć kaligrafii, niezależnie czy to będzie grawer, czy grafik, zacząłbym od dwóch, trzech lekcji poświęconych narzędziom takim jak: ołówek, stalówka z atramentem, długopis (nie żelowy), pióra na naboje, bądź z pojemniczkiem, które nie wymagają maczania i mają płasko ścięte stalówki/końcówki. Trafny dobór narzędzi do zamierzonego celu pozwala sprawnie go osiągnąć. To, co stworzymy staje się podobne do tego, co widziane na początku w wyobraźni. Pomyłkowe odkrycia są cenne, ale cenny jest też czas poświęcony na naukę i zasób spokoju, który ma swoje granice. Dlatego też najpierw narzędzie, po których wiemy czego się spodziewać.

Mała dygresja. Kiedy miałem za sobą początki kaligrafii, zaczął mi dotkliwie doskwierać brak umiejętności rysowania ołówkiem, oraz akwarelami . Później do tego wątku wrócę.
Kiedy już mamy opanowane posługiwanie się narzędziami, potrzebna jest jedna lekcja dotycząca papieru. Czasem potrzebny będzie kosztowny, dobrej jakości, który odda charakter pracy. Papier czerpany jest wspaniały z założenia, ale zeszyt kupiony w dużym markecie da nam 160 kartek na ćwiczenia i pozwoli uniknąć olbrzymiego wydatku na papier czerpany. Warto wiedzieć, której firmy zeszyty sprawdzają się przy pisaniu maczaną stalówką i atrament w nich nie rozlewa się pajęczyną.
Ale do rzeczy, dlaczego kaligrafia? Daje dwie kluczowe umiejętności i kilka dodatkowych korzyści. Pierwsza to wyćwiczenie dłoni i oka. Nie do uwierzenia jest jak można pięknie rysować łuki i krzywe, pisząc kursywą angielską. Mam zacięcie techniczne, szukałem proporcji, prawie mierzyłem kiedyś jakie łuki wyglądają na doskonałe. Dużo to zabiera czasu. Wystarczyło zaś opanować pełen alfabet copperpleatem i bezrefleksyjnie łuki wychodzą tak, że odbiorcy nie wierzą, że napis powstał odręcznie. Owszem, ja jak każdy autor, widzę mankamenty, bo patrzę ciągle do przodu. Ale to prawda, że w porównaniu do niewprawionych napisów, po ćwiczeniach z kursywy, wszystko staje się mimowolnie i odruchowo idealne w proporcji, kształcie.
Druga kluczowa umiejętność to po prostu pisanie ładnie tak, by szkice do grawerunku można było wykonać odręcznie, bez kalkowania. Przypomina mi się scena z filmu, gdy szef restauracji karze kelnera za nieudolność: „na wieczór przepiszesz menu dziesięć razy. …. Gotykiem!!!” Kiedyś misja nie-wy-ko-nal-na. A po nauce, prosta jak spacerek. Tak, grawer, czy grafik, powinien znać podstawowe pojęcia z zakresu liternictwa jak i umieć pisać najważniejszymi krojami. Wspomniałem wyżej o rysowaniu i malowaniu. O ile niektóre pisma można zrealizować jednym narzędziem, to wiele innych wręcz rysujemy i malujemy. Takim krojem jest chociażby kapitała lombardzka.
Warto też dodać, iż wymienione tu podręczniki do kaligrafii są absolutnie najlepsze w języku polskim. Od dekad nie było nic lepszego. Opracowane są przez osoby zajmujące się profesjonalnie kaligrafią. Wspominam o tym, bo coraz częściej, to dobrze, zdarza się, że pasjonaci piszą poradniki czy książki. To oczywiście wspaniale. Tu mamy w rękach profesjonalny podręcznik. Dodam, że warto poszukać pierwszego wydania, bo w mojej opinii będzie kiedyś białym krukiem. To nie jest zwykła książka. To naprawdę przełomowe wydawnictwo w dziedzinie kaligrafii na rynku polskim.
Poza przedstawionymi, w przygotowaniu jest tom poświęcony pismu rondowemu. Po nim kolejne. Pierwsze wydania opatrzone odręczną dedykacją, dla mnie są perełką nie tylko w zakresie zasobu wiedzy.

Copperplate Kaligrafia od podstaw, Grzegorz Barasiński, Kraków 2017. Książka, którą kupiłem wiedząc czego chcę, ale nie potrafiłem zacząć samodzielnie kaligrafować tylko z nią. Nie wiem, czy z opisaną wyżej Piękną Literą w tomie Kursywa angielska byłoby podobnie, bo ćwiczyłem z niej już po lekcjach z kaligrafii. W każdym razie tu opisana pozycja jest raczej uzupełnieniem.

Gdybym dziś wziął ją do ręki w księgarni, wyłapałbym kilka ciekawostek i odłożył na półkę. W zasadzie takich książek jest większość. Nie każdą warto kupić. Warto zobaczyć, sprawdzić, ale nie każdą warto mieć. Ciekawy w tej pozycji jest rozdział Inspiracje. Dla mnie na początku niezrozumiałe było czym jest spencerian, kurrenta, w książce pt Copperplate. To jakaś odmiana? Wprawdzie podtytuł brzmi Kaligrafia od podstaw, ale naprawdę trudno zrozumieć zagadnienie kiedy jedyne co znamy, to nasza chęć pięknego pisania stalówką i atramentem.
To ciekawa i wartościowa pozycja ze względu na to, iż jest bezpośrednim zapisem z lat kiedy spencerian rozwijał się i był propagowany jako pismo do szybkiego i łatwego opanowania. Nie posiada wielu nakładek interpretacyjnych, które charakteryzuję inne pozycje, setki razy przetrawione przez kolejnych autorów.

Książka jest kwintesencją technicznych wskazówek. Omówione są poza literami, cieniowanie i światła, Jeszcze raz na koniec mocno podkreślę, że książka wydana: by the „SPENCERIAN AUTHORS”. Więcej uzasadniać nie trzeba. Po takie podręczniki, również polskie warto zaglądać do antykwariatów, może trafi się oryginalne wydanie. Tu zadowolić się można przedrukiem.



W trakcie przygotowania kolejnych wpisów rozglądam się za jakąś interesującą pozycją o Stanisławie Szukalskim. Tym bardziej ciekawie będzie, kiedy opiszę w jaki sposób świat odkrył go na nowo, bo historia iście filmowa.